Merytoryczna krytyka – jak komentować opowiadania innych?

    Niełatwo napisać dobry komentarz, a jeszcze trudniej taki, po którym autor faktycznie może dokonać poprawek na terenie innym niż językowy. Od kilku lat obserwuję amatorski rynek publikacji i stwierdzam ze smutkiem, że istnieje potężny deficyt komentarzy literaturoznawczych przy jednoczesnym nadmiarze komentarzy dotyczących języka – czyli błędów formalnych. Sęk w tym, że autor na upartego może sam wyczyścić swoje dzieło z ortów i intów, ale znacznie gorzej sprawa ma się z poprawą samego utworu. Bardzo mało osób potrafi zasygnalizować odpowiednie kroki zmierzające do ulepszenia autora jako pisarza, a niezmiernie wielu skupia się na biurokratycznych stronach językowych. Skąd się to bierze? Przeglądając Google wzdłuż i wszerz, zauważyłem brak „weteranów” na czołowych stronach pisarskich, a co za tym idzie, nowi (komentujący) użytkownicy nie za bardzo mają się od kogo nauczyć pisania konstruktywnych komentarzy. Często też starzy wyjadacze mają ogromny problem z wyartykułowaniem przydatnych dla autora spostrzeżeń – przyczyn jest kilka. Oni też nie mieli „guru”, od których mogliby przejąć właściwe wzorce. Nierzadko też po prostu się im nie chce. Głównym powodem jest jednak ta luka w systemie – otóż nie zastanawiamy się (zazwyczaj), czy nasze komentarze pozwalają się autorowi rozwinąć/poprawić. Oto więc krótki i subiektywny poradnik dobrego komentarza. 

Źródło: pixabay.com

I. Autor decyduje czy gramy w szachy, czy w warcaby. 

    Pierwszą poradę zacznijmy od przykładu! Napisałem kiedyś jednostronicową miniaturkę, opowiadanie zwięzłe i krótkie; dostałem taki oto komentarz: „nie utożsamiłem się z bohaterami opowiadania”. Co jest z tym nie tak? Otóż w opowiadaniu na jedną stronę nie ma za bardzo możliwości stworzenia relacji bohater-czytelnik, bo po prostu fizycznie jest na to zbyt mało miejsca. Takie opowiadanko jest bardziej jak drabble – wyraża krótką myśl. Od rozbudowanych bohaterów mamy inne formy: dłuższe opowiadania, powieści. Błąd komentującego polegał na tym, że przybył z własnym, ściśle określonym repertuarem oczekiwań. Chciał mięsistych bohaterów – nie dostał – jest zawiedziony – autor jest skonsternowany, bo nawet nie aspirował do tego, by te postacie były czymś innym niż rekwizytem do wyrażenia myśli o iście drabblowej „długości”. Komentujący przyniósł figurki do szachów, ale autor chciał warcaby, więc rozminęli się gdzieś na płaszczyźnie oczekiwań. A bardziej dosłownie: komentujący nie zważał na gatunek (miniatura) i przyniósł oczekiwania jak z powieści. Inny przykład – bardzo często widzę pod komentarzami do horrorów krótkie i lakoniczne „nie bałem się w ogóle – za dużo krwi i flaków”. Tu też mamy relację warcaby-szachy, bo komentujący z góry założył, że na horrorze musi się bać, zaniedbując inne subgatunki powieści grozy, takiej jak slasher-gore. Ta „współpraca” już na samym początku była bezcelowa – jeden chciał strachu, drugi wyraził opowiadanie jako krwistą sieczkę po prostu. Zamykając się w sferze swoich oczekiwań, nie dajemy uczciwej szansy autorowi i jego dziełu. Warto więc czasami wyjść ze sfery własnych schematów i przyjąć utwór taki, jakim jest, a nie jako inkarnację naszych oczekiwań. Pozwala się to rozwijać nam (szersze horyzonty) jak i samemu piszącemu, bo podjęliśmy jego grę. 



II. (Nie)spójność behawioralną atakuj. 

    Po czym poznajecie grafomanów i beztalencia? Ja osobiście po prezentacji bohaterów i dialogach. Nie ma chyba lepszej okazji na zepsucie utworu niż moment, w którym postacie interaktują, dlatego sygnalizowanie autorowi ich niespójności jest dla niego bardzo pomocne. Pamiętacie, jak wiele razy u Kinga postać pod wpływem strachu histerycznie się śmiała? Dość dziwna reakcja, ale da się ją jeszcze wybronić. Za to u BrentaWeeksa, kiedy główny bohater znajduje swoją matkę – poranioną, zmarnowaną i w stanie agonalnym – rzuca „też cię kocham, mamo – zażartował”. Potężna niespójność behawioralna w tym wypadku wręcz zadziwia. Czasami odbiera nam ochotę na dalszą lekturę, czasami uśmiechamy się z zażenowaniem, ale jednej rzeczy jako czytelnicy nie zniesiemy: kiedy autor wydaje się być głupszy od nas. No jak on w ogóle mógł żartować w takim momencie? Inny przykład to pani ze „Ślepowidzenia”, która była p r a w i e pewna, że kosmici jej nie rozumieją, więc kazała im, ehm, po prostu spierdalać. Mogła oczywiście nie mieć racji i tym samym wywołać wojnę. Autor założył jednak, że ten amazońsko-cwaniakowaty dialog warty jest zamieszczenia w powieści, podczas gdy czytelnik mógł łapać się za głowę, wiedząc jak to mogło się skończyć i to przez nadmierną pewność siebie jakiejś bohatereczki. 

    Sęk w tym, że w głowie autora ta historia rozgrywała się zupełnie inaczej – jemu pewnie się podobała i uznał ją za logiczną, ale my – jego czytelnicy – widzimy, że coś pęka. Dajmy wówczas znać o tym pęknięciu – powiedzmy, że X jest psychologicznie wręcz nieprawdopodobny i psuje nam to przyjemność z lektury. Oczywiście, co autor z tym zrobi to jego rzecz, ale my daliśmy wskazówkę, że coś się tu nie klei. Podobnie możemy postąpić z niespójnością fabularną – dać znać, że prawdopodobieństwo pewnych zdarzeń jest bardzo małe albo nawet zerowe. Ewentualnie pisząc, że taka ekspozycja postaci w tym momencie jest po prostu nietrafiona, niesmaczna. 



III. Nazywaj emocje. 

    Oto korona i berło tego poradnika. Złota i uniwersalna zasada, dzięki której możemy bardzo pomóc autorowi w rozwoju. Polega na tym, że przypisujemy fragmentom tekstu emocje, jakie nam towarzyszyły podczas czytania. Przykład: akapity 1-4: znudzenie, akapit 5: szok, akapity końcowe: znudzenie, rozczarowanie. Co to daje autorowi? Jeżeli powiemy, że końcowe akapity nas nudziły, to znak, że coś poszło nie tak. Zakończenie, finał – nudne? Chyba więc źle rozprowadziłem zwroty akcji albo byłem przewidywalny? Muszę popracować nad tym. Akapit 5 szokujący? Czyli udało mi się zaskoczyć, jak sobie zaplanowałem. Oto clue: ta metoda pozwala skonfrontować własną wizję z odbiorem czytelniczym i ocenić, czy misterny plan się udał. Autor widzi chwilowo tekst przez pryzmat naszej percepcji, a jak jest bystry, to znajdzie i źródło danej emocji. Pozwala mu to na fragmentaryczną analizę poszczególnych chwytów i miejsc w utworze, które zdały egzamin lub nie. 



IV. Naoglądał się pan Bonda. 

    Często zauważam, że autorzy lubią tworzyć albo szwadron cwaniackich samców alfa jako bohaterów, albo wyróżniać jednego (swego ulubieńca) jako Mary Sue. W pierwszym wypadku często twórca chciał stworzyć tak wyraziste postacie, że wyszli mu niemal cyrkowcy. W drugim nobilitował któregoś na wybrańca – bo go po prostu lubił – a cały świat rozkręcił wokół niego. Dając mu władzę demiurga zaburzył pewien ład uniwersum; ten kuloodporny bohater zazwyczaj niesamowicie nas (odbiorców) denerwuje, kreuje przewidywalność i komiczną akcję, w której i tak wiadomo, że włos nie spadnie mu z głowy. Do tego typu zaliczają się też postacie, które wady przekuwają w zalety i tworzą ideał właśnie w tej swojej mozaice cech, z której wszystkie drogi prowadzą do zwycięstwa. Zakładając jednak, że nie jest to celowa stylizacja à la Bond, powinniśmy dać znać twórcy, że ten rozkład sił jest destabilizujący dla przyjemności czytania. Najlepiej dołączyć mu do komentarza mały aneks o tym, kim jest Mary Sue i jak (naszym zdaniem) ten motyw realizuje się w tekście. 


V. Bądź szczery ale empatyczny! 

    Weterańska pogarda poprawi może humor komentującemu, ale często zapominamy, że po drugiej stronie monitora jest autor. Być może wrażliwy i młody, który dopiero się uczy tego rzemiosła i być może właśnie podcinamy mu skrzydła. Mnóstwo tych starych wyjadaczy nie widzi różnicy pomiędzy szczerą opinią a chamską arogancją i jest to plaga wielu portali. My musimy być jak mędrzec w filmach ze sztukami walki – wymagający, ale cierpliwi. Szczerzy i konkretni, ale też empatyczni i otwarci. Ta linia dialogu zapewni obu stronom satysfakcję i możliwość rozwoju. Następnym razem więc, kiedy najdzie nas na gromowładny komentarz, zastanówmy się, czy nie jesteśmy jak moderatorzy Elektrody, którzy na proste pytanie replikują coś na kształt: „dział początkujący nie zwalnia ze znajomości obsługi multimetru oscyloskopu i wymiany elementów SMD oraz ukierunkowania na standardy AS15… ZAMYKAM TEMAT”. 


VI. Interpretuj. 

    Zbyt rzadko zastanawiamy się, czy utwór nas ubogacił światopoglądowo i czy rozumiemy, jakie wnioski chce nam przekazać. Odpowiedzmy sobie na to pytanie i napiszmy to autorowi. Zwłaszcza bardziej doświadczeni autorzy ucieszą się, że ktoś robi nieco więcej niż tylko czytanie utworu, wchodząc głębiej. Do mylnych interpretacji mamy prawo – być może nawet damy znać autorowi, że clue, które chciał uwypuklić jest raczej nieczytelne? Z osobistego doświadczenia powiem, że twórcy często doceniają nawet chybione interpretacje, ciesząc się, że ich utwór był tak dociekliwie analizowany. 


    Na koniec: to nie zawsze są zasady uniwersalne, raczej „większościowe”. Literatura jest jak kształt wody, więc i metody komentowania bardzo ciężko zamknąć jakimś kanonicznym regulaminem. Mam jednak nadzieję, że artykuł był chociaż minimalnie pomocny. Jeżeli macie jakieś swoje stałe chwyty komentowania, które uważacie za wartościowe, to bardzo chętnie je poznam i może stworzymy na zasadzie fuzji wspólny, bogaty poradnik opiniowania rozwojowego. 

_______

Autor: Jared

Komentarze

  1. W jaki sposób Wy dbacie o swoje zdrowie? Czy regularnie trenujecie na siłowni? Osobiście chciałbym Wam polecić sprawdzić stronę https://www.fitpark.pl/ , na której znajdziecie ofertę firmy FitPark, która specjalizuje się w tworzeniu siłowni zewnętrznych dla dorosłych i dzieci.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zapraszamy do komentowania!
Jednocześnie informujemy, że wszelkie treści obraźliwe, wulgarne oraz komentarze niezwiązane z treścią i reklamujące inne blogi, czy strony będą automatycznie usuwane.